W Roku Pańskim 1218, gdy Mistrz Dominik przebywał w Rzymie, przybył tam Mistrz Reginald, dziekan św. Aniana w Orleanie, aby się przygotować do przeprawy przez morze. Był to człowiek wielkiej sławy, wybitny uczony, wyróżniony godnościami, który od pięciu lat prowadził katedrę prawa kanonicznego w Paryżu. Zaraz po swoim przybyciu do Rzymu zapadł na ciężką chorobę. Mistrz Dominik odwiedzał go kilkakrotnie, zachęcając do przyjęcia Chrystusowego ubóstwa i wstąpienia do jego Zakonu, na co uzyskał pełną i wolną zgodę Reginalda, tak że nawet związał się co do tego ślubem.
Ze swojej ciężkiej choroby i niemal pewnego niebezpieczeństwa śmierci wyszedł Reginald nie bez cudownej interwencji Bożej. Ponieważ w czasie ataku silnej gorączki przyszła do niego w widzialnej postaci Królowa Nieba, Matka Miłosierdzia, Dziewica Maryja i jakimś zbawiennym olejkiem, który przyniosła ze sobą, namaściła mu oczy, nos, uszy, usta, pępek, ręce i nogi, dodając te słowa: "Namaszczam świętym olejkiem twoje stopy, aby były gotowe do głoszenia Ewangelii pokoju". Ukazała mu ponadto cały habit tego zakonu. Reginald został natychmiast uzdrowiony i tak szybko odzyskał siły, że lekarze, którzy już prawie zwątpili w jego wyleczenie, dziwili się widząc oznaki zdrowia. Później Mistrz Dominik podał ten niezwykły cud do wiadomości wielu osób, które do dzisiaj żyją. Ja sam byłem obecny w Paryżu podczas jego nauki duchowej, gdy opowiadał o tym licznie zebranym.
Skoro więc Mistrz Reginald odzyskał zdrowie, wkrótce oddał się głoszeniu słowa, a wymowa jego była jak gwałtowny ogień. Zawrzało wówczas w całej Bolonii, ponieważ wydawało się, że powstał nowy Eliasz. Mistrz Reginald przyjął w owych dniach do Zakonu wielu bolończyków, liczba uczniów zaś ciągle wzrastała i wielu przyłączało się do nich.
Błogosławionej pamięci Mistrz Reginald udał się potem do Paryża i zaczął głosić słowem i przykładem, z niewyczerpanym żarem ducha, Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego. Lecz Bóg zabrał go szybko do siebie i osiągnąwszy doskonałość, w krótkim czasie przeżył czasów wiele.
Brat Mateusz, który znał go na świecie i wiedział, jak był próżny i trudny we współżyciu, zapytał go ze zdziwieniem: "Czy nie odczuwasz, Mistrzu, niechęci do tego habitu, który przyjąłeś?" A on odpowiedział, spuszczając głowę: "Sądzę, że nie mam żadnej zasługi, żyjąc w tym Zakonie, ponieważ znajduję w nim zbyt wiele radości".